wtorek, 13 maja 2014

Zakończenie

To jest mój ostatni (przynajmniej na tę chwilę) post i kieruję go do moich czytelników, którzy byli dla mnie niesamowicie cierpliwi. Nie mogę Was zostawić bez zakończenia, ale nie jestem w stanie napisać go teraz, patrząc na to z dystansu, więc chcę chociaż podsumować dla Was wszystko, co się wydarzyło. Jeśli to jest w porządku.
To, co zamierzałam zrobić w ostatnim rozdziale Deception było wytłumaczenie, jak to się stało, że Charlie zabiła Ellie w domku w lesie. Zanim Gary ją zgwałcił (co oczywiście się wydarzyło) odurzył ją narkotykami, które wywołały u niej tak wielkie urojenia, że trudno jej było odróżnić prawą stronę od lewej. Podczas sceny ucieczki, Charlie, zamiast uciec do lasu, została i zaatakowała Gary’ego, dusząc go poduszką. Dopiero jak odsunęła poduszkę, zdała sobie sprawę, że nie udusiła Gary’ego, ale Ellie. (Narkotyki wywołały u niej halucynacje, sprawiając, że zamiast twarzy Ellie widziała twarz Gary’ego, który tak naprawdę leżał nieprzytomny na podłodze z krwawiącą nogą), więc dla tych, którzy zastanawiali się, czy Charlie była bezwględną morderczynią, odpowiadam: nie, nie była. Była biedną 8 letnią, przerażoną dziewczynką, która została odurzona przez narkotyki. To była pomyłka. (Wiem, że to wyjaśnienie może wydawać się bardzo pospolite, a nawet brzmieć fałszywie i chciałabym napisać je w bardziej zrozumiały i REALNY sposób, ale po prostu nie mogę tego zrobić teraz.)

~~~
A teraz kilka słów ode mnie (tej, która tłumaczyła to ff), o ile ktoś zamierza to w ogóle przeczytać haha :D 
Chciałam tylko przypomnieć, że Haley (autorka Deception) napisała na swoim wattpadzie tak: 'Ważna wiadomość! Rozmawiam z kilkoma wydawnictwami... i wygląda na to, że ostatni rozdział Deception pojawi się latem!'
Mam nadzieję, że wszystko się uda i doczekamy się odpowiedzi na nurtujące nas pytania (np. co do cholery z Harry'm?!) No, ale nie pozostaje nam nic innego, jak cierpliwie czekać :) 
Nie przedłużając za bardzo, chciałam podziękować wszystkim, którzy wytrwali do końca z moim tłumaczeniem, czytali, komentowali (tu i na Twitterze)... JESTEŚCIE NAJLEPSI! <3 
Nie będę Was już dłużej zanudzać haha :D Mam nadzieję, że spotkamy się tu znowu latem, więc do zobaczenia! <3


sobota, 10 maja 2014

42. Odkrycie

Podnoszę wzrok na pordzewiały, stary budynek i marszczę brwi.
- Jak dużo czasu minęło odkąd ostatni raz się z nią widziałaś? – Niall stoi obok mnie, osłaniając moje ciało przed zimnym wiatrem.
- Nie więcej niż dwa lata. Powiedziałam mojej mamie, że potrzebujemy pieniędzy na moje studia i, że mam się lepiej.
- Ale kłamałaś.
- Wyjaśnia to moja ucieczka do Londynu. – zirytowana przewracam oczami.
- A więc przeniosła swoje biuro. Znalezienie go nie powinno być takie trudne. – Niall wzrusza ramionami, a ja piorunuję go spojrzeniem.
- Chodźmy do kawiarni. Możemy użyć tam komputera, żeby sprawdzić jej nowy adres. – nalegam.
Otulam się szczelniej kurtką, a Niall podąża za mną ulicą.
Słyszę za plecami dzwonek telefonu Nialla. Odwracam się powoli, a on wpatruje się w numer, drapiąc się po głowie.
- Kto to? – pytam, a Niall ucieka spojrzeniem od moich oczu.
- Jeśli to on, daj mi ten telefon. – mrużę oczy.
Kiedy nie odpowiada, porywam mu telefon z dłoni i naciskam zieloną słuchawkę.
- Charlie? – pyta bez tchu Harry.
Nie odzywam się, ponieważ wciąż jestem na niego wkurzona. Był prawdopodobnie zbyt pijany, żeby teraz pamiętać, co do mnie powiedział.
- Charlie. – szepcze ponownie, oddychając ciężko do słuchawki.
- Co? – odpowiadam.
- Ja… Jestem w biurze Gary’ego. – mówi cicho, a ja czuję jak zaciska mi się żołądek.
- Co?! – krzyczę do słuchawki, a Niall wytrzeszcza na mnie oczy.
- Harry! Dlaczego tam jesteś? – pytam zmartwiona. Boli mnie serce. Wkurzona, czy nie, nie chcę, żeby tam był.
- Jest w porządku, gliny zamknęły to miejsce kilka dni temu. Nie chciałem przypominać ci o Gary’m, więc wyleciało mi to z głowy.
- W takim razie, co tam robisz? – szepczę, przyśpieszając kroku, kiedy zauważam kawiarnię.
- Chciałem rozwiązać to wszystko dla ciebie. Nie chcę, żeby to Niall był twoim bohaterem.
- Cóż, rzeczy, które powiedziałeś  zeszłej nocy z pewnością nie robią z ciebie bohatera. – rzucam z niechęcią.
- Wiem Charlie. Ja… jestem idiotą.
- Kontynuuj.
- Słuchaj, porozmawiamy o tym później. Biuro Gary’ego jest dość przerażające. Chciałem ci tylko powiedzieć, co… znalazłem. – głos Harry’ego napina się. Zatrzymuję się na środku chodnika i czuję jak coś chwyta mnie za moje własne serce.
- Co znalazłeś?
- Listy. Wszystkie są od…
- Od kogo?
- Od twojej mamy. Są zaadresowane do Gary’ego. Wygląda na to, że przychodziły co miesiąc przez ostatnie 9 lat.
Wstrzymuję oddech i czuję na sobie ciężkie spojrzenie Nialla.
- Co w nich jest? – szepczę z paniką.
- Są zakodowane. Jakby jedno zdanie było normalne, a następne ułożone z jakichś przypadkowych słów. Spróbuję to dla ciebie rozwiązać. Może to tam jest ukryty sekret?
- Nie, ona była na to za mądra. Harry, jak dawno temu został napisany ostatni list? – pytam, a on milczy, przewracając stertę papierów.
- Uh to było… o mój Boże. – przerywa.
- Kiedy to było?
- Dwa miesiące temu, ale ten jeden nie jest zakodowany. – szepcze Harry. Jego oddech drży.
- Harry, co tam jest napisane?
Nie odpowiada.
- Harry?! – krzyczę do słuchawki, a on łapie oddech.
- Jest napisane, że…
- Hej ty! Co tu robisz? – słyszę głos w tle. Potem ktoś się rusza i słyszę odgłos tłuczonego szkła.
Połączenie zostaje przerwane.
- O mój Boże. – szepczę, upuszczając telefon.
Odwracam się do Nialla z paniką w oczach.
- Muszę wracać. Harry. O mój Boże. Muszę wracać. Muszę natychmiast wracać. – gwałtownie potrząsam głową.
- Charlie. Charlie przestań! – krzyczy Niall, biorąc moją twarz w swoje dłonie i zmuszając mnie, abym na niego spojrzała.
- Jesteśmy w Portland. Tutaj są odpowiedzi. Zdobędziemy te odpowiedzi, nie jutro, nie w następnym tygodniu. Nie. Zdobędziemy je teraz.
Oddycham głęboko i zamykam oczy.
- Harry… - szepczę, a Niall potrząsa głową.
- Tak bardzo, jak nienawidzę kolesia, muszę przyznać, że jest silny. Poradzi sobie, a my musimy iść dalej. – mówi, a ja kiwam głową. Wiem, że ma rację.
Z Harry’m jest dobrze. I będzie dobrze. Wiem to.
~~
Spoglądam w dół na kartkę papieru którą wydrukowaliśmy w kawiarni.
- Co, jeśli to nie jest prawidłowy adres? – szepczę do Nialla.
- Jest z Google maps. Więc na pewno jest dobry.
Wchodzimy do biura i idziemy korytarzem, mijając kolejne drzwi, dopóki nie docieramy do tych z napisem ‘8’.
Patrzę na Nialla, a on patrzy na mnie, kiwając głową. Wtedy kładę pewnie moją dłoń na drewnianych drzwiach i pukam.
Po kilku sekundach ktoś odpowiada i już wiem, że to pani Agna, czy też pani Mapil.
Jej sędziwa twarz szybko zmienia się w grymas, kiedy mnie widzi.
- Charlie Parker. – uśmiecha się łagodnie.
- Agna, cześć. – mówię niezręcznie. Patrzy na mnie, a potem przenosi wzrok na Nialla, mrużąc oczy.
- Tylko ty, Charlie. – uśmiecha się. Odwracam się do Nialla, a on kiwa głową.
Przed zamknięciem drzwi, spoglądam na Nialla i przyciągam go do siebie, owijając ręce wokół jego szyi w mocnym uścisku.
- Dziękuję. – szepczę.
Puszczam go i wchodzę za Agną do gabinetu.
- Nowe miejsce? – pytam, a ona przytakuje głową, siadając na swoim słynnym, czarnym krześle. Zauważam, że wciąż ma swoje stare, antyczne rzeczy.
- Więc Charlie, jak się mają twoi rodzice? Albo co więcej, jak ty się masz? Minęły lata. – siadam na beżowej kanapie i znajome uczucie niepokoju ogarnia moje ciało.
- Oh nie rozmawiasz już z moją mamą? Mam na myśli, że zawsze miałaś z nią świetny kontakt. – mówię, wbijając paznokcie w skórę dłoni. Agna nieruchomieje, kiedy bierze łyk swojej herbaty.
- Nie rozmawiałam z nią przez około rok, kochanie.
- Oh cóż. W takim razie, równie dobrze mogę cię poinformować, że nie żyje. – Agna wytrzeszcza na mnie oczy, kiedy wstaję i podchodzę do niej.
- I zgadnij kto ją zamordował? – pytam.
- Charlie dobrze się czujesz? Mogę zaparzyć ci herbaty i…
- Mam się kurwa fantastycznie. Byłam okłamywana przez całe moje życie, jeśli chodzi o, uh no nie wiem… o to, że człowiek, który mnie porwał był moim własnym ojcem? A wiesz, co jest wisienką na torcie? Obserwowanie go, mordującego moją matkę, kiedy ona przysięgała, że nigdy nie zdradzi swojej wielkiej tajemnicy! – gotuję się z wściekłości. W oczach Agny pojawiają się łzy i wiem, że nie kłamała, mówiąc, że straciła kontakt z moją mamą.
- Wiedziałaś, że Gary żyje prawda? Ponieważ moja mama wiedziała i komu prawdopodobnie zaufała na tyle, żeby móc powierzyć mu ten wielki sekret? – pytam, a Agna podnosi na mnie wzrok.
- Twoja matka była dobrą kobietą.  – odzywa się.
- I umarła jako taka. – kończę.
- A w rzeczywistości umarła z powodu sekretu, którego nie dane mi było poznać. Sekretu, którego strzegła przez całe swoje życie, sekretu dotyczącego Ellie. – dodaję.
- Charlie, nie znam tego sekretu. Byłam tam tylko po to, żeby pomóc ci wyzdrowieć po tamtej nocy. To była moja jedyna praca. – mówi błagalnie, ale w jej oczach widzę mroczny cień.
- Więc co powiesz o tym? – pytam, wyjmując z torby kasetę. Jej oczy zamierają na ten widok.
- Co słyszałaś? – szepcze natychmiast.
- Najwyraźniej nie wystarczająco dużo, skoro tutaj jestem. Słuchaj, przychodziłam tu w każdy czwartek mojego życia, odkąd skończyłam 8 lat. Polegałam na tobie. Opowiadałaś mi zabawne historie i sprawiałaś, że czułam się lepiej. Nie widzisz, że ten sekret rozrywa mnie od środka? Nie miałam pojęcia, że mój tata nie jest moim prawdziwym tatą. I mój brat! Dylan nie jest nawet moim prawdziwym bratem. Wiesz co to jest za uczucie? Być poinformowanym, że niemal każde wspomnienie jest kłamstwem? A wiesz co jest najgorsze? Że jest coś więcej. Moja mama umarła, ponieważ nie chciała, żebym dowiedziała się o tym cholernym serecie. Ale skończyłam z tym! Skończyłam z tajemnicami. To jest moje życie i zasługuję na to, żeby wiedzieć. Ellie była moją cholerną siostrą. Zasługuję na to, żeby poznać prawdę! – krzyczę, a łzy atakują moje oczy. Agna wstaje i kręci głową.
- Zaufaj mi Charlie. Wracaj do domu i żyj swoim życiem. – mówi, pokazując na drzwi.
- Nie. Nie, dopóki to wszystko nie nabierze sensu. Moja mama pisała listy do Gary’ego od czasu wypadku. Gary powiedział mi, że nie zabił Ellie, ale ja widziałam…. Widziałam go wyduszającego z niej życie! Moja mama była w nim zakochana, czy coś? – pytam przerażona, a Agna kręci głową.
- Twoja mama…. – mówi cicho, wycierając swoje prawe oko.
- Przyszła do mnie cała spanikowana po tym wszystkim, Charlie. – kontynuuje, potrząsając głową.
- Widziałam cię. Byłaś tak mała i rozbita, więc pomogłam ci. Robiłam to, co kazała mi twoja mama. Kochałam cię jak swoje własne dziecko, Charlotte. Wszystko, czego chciałyśmy razem z twoją mamą to przywrócić cię z powrotem…
- Przywrócić mnie z powrotem? – szepczę.
- Ja… Nie mogę tego zrobić. Charlie, musisz wyjść. – zaczyna gwałtownie potrząsać głową.
- Pani Agno proszę! To jest moje życie.
- Obiecałam twojej mamie! – krzyczy.
- Taa, a ona obiecała mi, kiedy miałam 10 lat, że nigdy nie opuści mojego boku i zobacz co się wydarzyło!
- Charlie, wszystko co zrobiłyśmy, wszystko co masz obróci się proch. Naprawdę chcesz sobie to zrobić? – szepcze z przerażeniem.
- Czy chcę zrobić to sobie? To już zostało zrobione. Żyłam życiem pełnym kłamstw. Już nawet nie wiem kim jestem. Miłość mojego życia jest w innym kraju i z tego, co wiem właśnie została pobita przez ten sekret. Potrzebuję tego pani Ango, proszę. Ocal mnie od cierpienia.
- To może jedynie spowodować twoje cierpienie.
Przerywam na sekundę, patrząc w głęboki błękit jej oczu.
- Jestem gotowa. – szepczę.
Wzdycha i przechodzi przez pokój do dużej półki, przeszukując ją, dopóki nie wyjmuje płyty.
- Co to jest?
- Nagranie. – odpowiada. Spoglądam na nią i biorę głęboki oddech, wiedzą, że to jest to. To się dzieje. Wkłada płytę do czytnika, zatrzymuje nagranie i obraca się do mnie.
- Chcę, żebyś wiedziała Charlie, że twoja mama nigdy z ciebie nie zrezygnowała. Kochała cię. – mówi cicho.
Wtedy podnosi wzrok na sufit i zamyka oczy.
- Ona ma rację Evelyn. Musi wiedzieć. Przepraszam. – mówi do cienkiego powietrza. Czuję się tak, jakbym mogła wyczuć obecność mojej mamy.
Agna wciska start i na ekranie pojawia się ciemny pokój z dwoma krzesłami. Wchodzi dwoje ludzi.
To ja. Widzę siebie. Jestem młoda, prawdopodobnie mam 8 lat. Pani Agna zajmuje miejsce naprzeciwko mnie.
- Charlie. – wita mnie, a ja patrzę prosto na nią.
-Sprawdzimy jakie zrobiłaś postępy przez ostatnie trzy miesiące. – kiwam powoli głową, ale mój wzrok wygląda na martwy. Dziwnie jest patrzeć na tak młodą siebie. Wyglądam na sparaliżowaną.
- Nie jestem szalona. – szepcze moje młodsze ja. Obserwuję siebie kiwającą głową w przód i w tył, prawie jakbym była robotem.
- Nie jesteś szalona, mała Charlie. Słuchałaś swoich taśm w domu?
- Tak.
- Przez ile godzin dziennie?
- Dziesięć.
-Dobrze. Obrazy zaczęły znikać?
- Wciąż ją widzę. Wszystko, co kazałaś mi sobie wyobrażać… Widzę to. Ale wciąż widzę też ją. Nie chce odejść. Powiedziałam jej, że ma odejść!
- Co widzisz?
- Widzę jej oczy. Krzyczy na mnie. Płacze… I wtedy widzę Potwora i chcę, żeby zniknął. Ale obydwoje wciąż tam są.
- Ale jesteś dobrą osobą Charlie. Wiesz, co się zdarzyło tamtej nocy.
- T-tak.
- Więc, powiesz mi co się wydarzyło? Co zrobił Potwór?
- On… Skrzywdził Ellie.
- Co jeszcze zrobił?
- Zabił ją.
- Nie brzmisz za pewnie.
Młodsza Charlie przerywa i spogląda w dół na swoje ręce. Nie pamiętam tego. Nie mogę sobie wyobrazić, jak mogę tego nie pamiętać. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była w tym ciemnym pokoju.
Tak jakby… moja pamięć została wymazana.
- Nie mogę go zobaczyć. – moje młodsze ja zamyka oczy.
- On jest złym mężczyzną. Wciąż to powtarzasz. Ale nie mogę zobaczyć, jak on to robi. Wszystko, co widzę to jej twarz i ona płacze, krzyczy na mnie. Nie mogę… - młodsza Charlie przerywa, patrząc w dal.
- Ellie! Przepraszam Ellie! – krzyczy.
Oglądam z przerażeniem, jak młodsza Charlie wstaje z krzesła i rzuca nim przez pokój. Pani Agna wciąż siedzi… jakby… jakby była do tego przyzwyczajona. Upadam żałośnie na podłogę i zaczynam kołysać się do przodu i do tyłu, chowając twarz w kolanach.
- Nie jestem szalona. – to jest ostatnia rzecz, którą mówię, po czym nagranie wyłącza się.
Moje usta są lekko rozchylone. Spoglądam na panią Agnę.
- Nie rozumiem. Jak to ma pomóc mi zrozumieć? Zabrałaś mnie do jakiegoś przerażającego, ciemnego pokoju i namieszałaś mi w głowie? To jest to, co zrobiłaś?! – krzyczę.
Agna zachowuje spokój, gdy moje oczy stają się dzikie.
- Kiedy przyszłaś do mnie Charlie, miałam jedno zadanie. – odzywa się.
- Miałam sprawić, że zapomnisz. – kontynuuje.
- Co zapomnę?! – pytam podniesionym głosem.
Agna przerywa i patrzy na mnie.
- Twoja mama zabrała cię tam, aby spróbować ocalić twoje życie.
- Jestem terapeutą, więc wszystko, co mi powiedziała było poufne. Twoja… sytuacja nigdy nie została nikomu opowiedziana. – szepcze, patrząc w dół na swoje dłonie.
Bierze głęboki oddech, a ja to czuję. Nadchodzi.
- Gary powiedział ci, że nie zabił Ellie. Mam rację? – pyta, a ja przytakuję głową.
- Powiedział tak… ponieważ to jest prawda. – skończyła. Wpatruję się w nią kamiennym wzrokiem. Istnieje możliwość, żeby to była prawda?
- Ona żyje? – pytam, czując jak moje serce podskakuje.
- Nie, Ellie nie żyje. – patrzy w dół.
- Skoro Gary nie zabił Ellie tamtej nocy… w takim razie kto to zrobił? – szepczę.
Podnosi na mnie lodowaty wzrok. Chcę wiedzieć o czym myśli.
Potrząsa głową, biorąc głęboki oddech.
- Kto zabił Ellie? – pytam bardziej uporczywie. Czy to mogła być moja mama?
- Czy to była moja mama? – szepczę, a ona kręci przecząco głową. Łzy zaczynają spływać z moich oczu.
- Więc co? Powiedz mi do cholery! Kto zabił moją siostrę?! – krzyczę.
Jej oczy łagodnieją. Bierze głęboki wdech.
- Ty to zrobiłaś, Charlotte. Ty zabiłaś Elizabeth.

_____________________________________________
Jeśli przeczytałaś to proszę zostaw komentarz! :)

środa, 7 maja 2014

41. Ukryte

- Harry to nie tak jak myślisz. – mówię natychmiast, czując szarpnięcie w żołądku. Odkładam mrożonkę i przyciskam mocniej telefon do swojego ucha.
Dokładnie w tym samym momencie, uśmiechający się obok mnie Niall wydaje z siebie długi, przesadny jęk. Patrzę na niego zdziwiona i przykładam dłoń do jego ust, aby powstrzymać go przed wydawaniem seksualnych odgłosów.
Wszystko, co słyszę po drugiej stronie linii to ciężki oddech. Mam nadzieję, że Harry może śpi, albo chociaż nie słyszy bełkotu Nialla.
Niall gryzie mnie w palec, przez co krzyczę.
- Jadę po ciebie. – odzywa się w końcu Harry, a ja zdaję sobie sprawę, że przez cały czas nas słuchał.
- Nie, Harry. Proszę, pozwól mi wytłumaczyć.
- Pieprzyłaś się z nim? A może pieprzysz się z nim teraz, kiedy ze mną rozmawiasz? – zarzuca mi gniewnie.
- Co? Nie! – wyduszam w słuchawkę, a Niall śmieje się za moimi plecami. Odwracam się i pokazuję mu środkowy palec, wychodząc z pokoju.
- Właśnie rezerwuję sobie bilet. – bełkocze, a ja marszczę brwi.
- Słyszę hałasy po twojej stronie, Harry. Nie jesteś w domu, więc nie możesz rezerwować biletu. Jesteś w pubie? – krzywię się.
- Moooooże. – jego odpowiedzi towarzyszy czkawka.
- Jesteś absurdalny. – wzdycham, potrząsając głową.
- Jestem absurdalny? To brzmi jak rodzaj jakiejś choroby. – chichocze, a ja słyszę jak przyśpiesza jego oddech, kiedy w pobliżu niego brzęczą szklanki.
- To ty jesteś dla mnie chorobą. Harry proszę weź taksówkę do swojego domu i idź do łóżka.
- Jestem chorobą? – powtarza, a ja praktycznie widzę uśmiech na jego twarzy.
- Harry. – ostrzegam.
- Nie mów mi, co mam robić, Charlotte. Robię to, co chcę. – ton jego głosu zmienia się.
Jęczę głośno i zerkam na pokój dla gości, ten sam, w którym zostawiłam Nialla. Musiał wiedzieć, kto dzwoni. Zrobienie tego było tak bardzo Niallowate.
- W każdym razie panno Chaaaaaarlie, jestem na CIEBIE wściekły. – chichocze.
- Słuchaj Harry, Niall mnie śledził. Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć, oprócz tego, że nie zaplanowałam tego wszystkiego. O wiele bardziej wolałabym, żebyś to ty był tutaj ze mną. – szepczę do telefonu.
- Taa, teraz tak mówisz, ale kiedy tylko odłożysz słuchawkę, pójdziesz z nim do łóżka. – Harry powoli cedzi słowa.
- To śmieszne.
- Ale prawdziwe. Rób co chcesz, Charlie. Nie obchodzi mnie to. Nawet cię nie kocham. – śmieje się do siebie, ale ja nie czuję humoru tej sytuacji.
Zamiast tego, czuję nóż wbijający się w sam środek mojego serca.
- Wiesz co, Harry, masz rację. Przepraszam, że kłamałam. Kiedy odłożę ten telefon, pójdę przespać się z Niallem, ponieważ tego właśnie chcę. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak głośno będę dzięki niemu krzyczeć. – szepczę do telefonu i rozłączam się w tym samym momencie, w którym Harry zaczyna odpowiadać.
Kiedy idę z powrotem do pokoju gościnnego, myślę o tym w jaki sposób mogłabym zamordować Nialla.
Mogłabym…
Wypchnąć go przez okno?
Pogrzebać go w mojej szopie?
Posmarować go masłem orzechowym i przywiązać go do drzewa, zostawiając dla wilków?
- Co tam u zrzędy? – odzywa się Niall, kiedy przekraczam próg drzwi.
Krzyżuję ramiona i piorunuję go spojrzeniem.
- Co? – uśmiecha się złośliwie.
- To było nieuprzejme. Wiedziałeś, że to Harry! – sfrustrowana wyrzucam ręce w powietrze.
- Nie, ale znałem numer kierunkowy. Po prostu gdzieś z tyłu głowy przypuszczałem, że to może być Harry.
- Nienawidzę cię. – warczę, podchodząc do komody, żeby dać Niallowi pościel.
- Myślałem, że chcesz zobaczyć jak głośno będziesz krzyczeć dzięki mnie? – odpowiada, a ja czuję, jak czerwienią mi się policzki.
- Nie… To nie leży w moim interesie. – krzywię się, spoglądając z powrotem na niego.
- Ale tak powiedziałaś.
- Powiedziałam to, żeby rozzłościć Harry’ego, ponieważ był wredny.
- Więc, zerwaliście ze sobą? – pyta wysokim głosem.
- My nie jesteśmy… razem. – odpowiedziałam, zirytowana.
- Oh racja… ponieważ Harry nie lubi mieć dziewczyn. Po prostu wykorzystuje je, a kiedy skończy, wyrzuca jak śmieci. – mówi Niall pewnym siebie głosem.
Czuję jak cała moja twarz gotuje się od środka.
Obracam się, krzyżując ramiona na piersi.
- Może nie lubi mieć dziewczyn, ponieważ ty mu je kradniesz. – podnoszę brew.
Wyraz twarzy Nialla zmienia się i obserwuję jak znika światło z jego oczu.
Julia.
Nie wiem kim była, ale miała ten dziwny, nieopisany wpływ na obydwu chłopców.
- To był cios poniżej pasa. – mruknął, zdejmując buty.
- Zasłużyłeś na to. – wypalam, rzucając w niego wielką kołdrą. Idę w stronę drzwi, z zamiarem opuszczenia tego pokoju, ale dłoń Nialla odnajduje mój nadgarstek i  przyciąga mnie z powrotem.
- Co? – gromię go spojrzeniem.
Patrzy na mnie niewinnie i uśmiecha się.
- Dobranoc Charlie.
- Dobranoc. – prycham poirytowana, w końcu wychodząc z pokoju.
~~
Zaśnięcie zajęło mi 2 godziny. Moje łóżko nigdy nie było wygodne, szczególnie od dnia, kiedy mnie z niego zabrano.
Rankiem schodzę po schodach z oczami otwartymi do połowy i dużym ciężarem na głowie. Powiedziałam sobie, że wcześnie rano zacznę szukać jakiś tropów, wskazówek, czy czegokolwiek i to jest właśnie to, co zamierzałam teraz zrobić.
- Dzień dobry słoneczko. – Niall uśmiecha się do mnie. Gapię się na niego, siedzącego przy kuchennym stole z Dylanem i… moim tatą.
Cała trójka podnosi na mnie wzrok.  Mój tata nawet się uśmiecha.
- Oh nie, do cholery. – mówię natychmiast, odwracając się na pięcie i idąc z powrotem w stronę schodów. Słyszę kroki za moimi plecami, ale ignoruję je, dopóki nie znajduję się z powrotem w moim pokoju.
- Charlie… - zaczyna Niall, ale odwracam się do niego z morderczym spojrzeniem.
- Żartujesz sobie? Co ty robisz? Zaprzyjaźniasz się z moim tatą? Pieprz się Niall! Mówiłam ci, że nie chcę go widzieć, ani z nim rozmawiać. Chcę odkryć ten sekret i wynieść się stąd! – szepczę ostrym tonem głosu.
- Więc zamierzasz wrócić do Harry’ego?
- Nie. Boże, Niall po prostu odejdź! Nawet nie powinno cię tu być.
- Chcę ci pomóc. – protestuje, a ja mrużę na niego oczy.
- Jeśli chcesz mi pomóc, trzymaj się z daleka od mojego taty. On jest kłamcą i nie potrzebuję go do odkrycia tego sekretu. Odkryję go na własną rękę. Nie potrzebuję nawet ciebie.
- Potrzebujesz mnie! – spiera się Niall.
- Oh tak? Dlaczego? – pytam sarkastycznie.
- Po twoim wyjściu zeszłej nocy… znalazłem coś. – wyjaśnia i przez powagę w jego głosie, wiem, że mówi prawdę.
- P-Pokaż mi. – mówię niepewnie. Niall kiwa głową i prowadzi mnie do pokoju dla gości.
- Więc, kiedy wyszłaś, chciałem się rozejrzeć. – odzywa się Niall, kiedy wchodzimy do pokoju.
- Super. – odpowiadam.
- Czym był wcześniej ten pokój? – pyta.
- Uh, to był warsztat malarski mojej mamy, ale przestała malować kilka lat temu, więc zmieniliśmy go w pokój gościnny. Dlaczego? – szepczę.
- Tak myślałem. Oglądałem kolorowe punkciki na ścianie, kiedy natknąłem się na to. – mówi, robiąc krok w stronę ściany koło okna i naciskając mocno na drewno pod nim.
Podłoga wydaje głośne skrzypnięcie, a ja skręcam usta.
- Tak jest w moim całym domu. Nic specjalnego. – wzdycham, zdając sobie sprawę, że to, co znalazł Niall, w rzeczywistości okazało się niczym.
- Nie, posłuchaj Charlie. – żąda Niall, a ja odwracam głowę z powrotem w jego stronę.
Ostrożnie kładzie prawą stopę na innym panelu, a lewą zostawia na pierwotnym.
- Posłuchaj dźwięku, jaki wydaje prawy panel, gdy się o niego opieram. – mówi, przenosząc ciężar ciała na prawą stopę. Słyszę długie skrzypnięcie.
- No i? – pytam, nie rozumiejąc, co ma na myli.
- A teraz posłuchaj lewego. – kontynuuje, przerzucając cały ciężar na lewą stopę. Słyszę skrzypnięcie, ale ma rację, jest inne.
- Brzmi jakby…
- Jakby w coś uderzało. – Niall kończy zdanie za mnie. Wpatrujemy się rozszerzonymi oczami w siebie nawzajem.
To może być niczym. Zupełnie niczym.
Albo może być czymś.
Obydwoje, w tym samym momencie, opadamy na drewnianą podłogę i zaczynamy dłubać w szparze.
- Jeśli spróbujemy razem, prawdopodobnie powinniśmy to unieść. – mówię, a Niall przytakuje głową. Używam moich palców, aby unieść lekko kawałek drewna, a Niall wsuwa dłoń pod spód, unosząc cały panel.
Słyszę pękniecie drewna i oglądam się na drzwi, aby upewnić się, że nikt nie wchodzi po schodach.
- Charlie, patrz. – odwracam się z powrotem i patrzę na dziurę w mojej podłodze.
Sięgam ostrożnie do środka i wyjmuję szmacianą torbę.
- Co jest w środku? – naciska Niall.
- To musi być coś ważnego. Dlaczego ktoś chciał to ukryć? – mówię, badając torbę.
I było w pokoju malarskim mojej mamy. W jej wyjątkowym pokoju.
- Cóż, otwórz to. – mówi Niall. Sięgam do zamka i zamieram. Co, jeśli to jest ten sekret? Co, jeśli to, co jest w środku zmieni wszystko w moim życiu? Niall patrzy na mnie niepewnym wzrokiem.
- Charlie. – szepcze, kładąc swoją dłoń na wierzchu mojej.
- Chcesz tego. To twoje życie. – przypomina mi, a ja przytakuję. Zdecydowanie odpinam zardzewiały zamek i otwieram torbę. Mogę powiedzieć, że od wielu lat nikt jej nie dotykał.
- Tam… Tam… - szepczę.
- Co? – pyta Niall, ciągnąc za torbę.
- Tam nic nie ma. – kończę zdanie, zamykając oczy w porażce.
- Jak to jest w ogóle możliwe! – jęczy, odrzucając torbę na bok.
W tym samym czasie słyszymy głośny brzęk i Niall znowu sięga po torbę.
- Coś tam jest. To było głośne.
- Może jest zaszyte? – sugeruję.
Niall patrzy na mnie, jakbym oszalała, bo torba nie ma kieszeni. Ale coś musi być w środku.
- Potrzebuję nożyczek. – mówi Niall, więc szybko wstaję i biegnę do mojego pokoju. Łapię je z mojego biurka i wracam z powrotem.
- Masz. – mówię, wręczając mu nożyczki.
- Nie powinnaś trzymać nożyczek do góry nogami. – kręci na mnie głową.
- Zamknij się! – syczę, a on rozcina wnętrze torby. Kiedy robi wystarczająco dużą dziurę, sięgam ręką do środka i poruszam nią, dopóki moje palce nie zaciskają się na małym przedmiocie. Wyciągam go powoli, przyglądając się mu.
To mały magnetofon kasetowy.
Obracam go niespokojnie i czytam imię wydrukowane na kasecie.
- Własność Charlotte Parker.
- Co to jest?
- Urządzenie na kasety? – odpowiadam zdezorientowana.
Spoglądam zmartwiona na Nialla, a on zabiera przedmiot ode mnie i przygląda mu się.
- Niall na tym jest moje imię.
- No i?
- No i... Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała magnetofon kasetowy. – szepczę.
- To jest tak stare, jak dinozaur, więc musiałaś być młoda.
- Jak młoda? – dociekam.
- Dowiedźmy się. – mówi, wyciągając słuchawki. Przyglądam się, jak podłącza je do urządzenia i włącza je.
Kiedy się uruchamia, natychmiast naciskam start, czując jak szybko bije moje serce.
Nagle do naszych uszu dobiega cichy dźwięk. Słuchamy.
- Cześć Charlie. – mówi głos z urządzenia.
- Dzień dobry pani Mapil. – słyszę drugi głos i natychmiast rozpoznaję go jako swój własny. To jestem ja, rozmawiająca.
- Jak się dzisiaj masz Charlie? – pyta, a ja skądś kojarzę głos pani Mapil. Brzmi tak… oczywiście.
- Dobrze. Jestem gotowa, aby zacząć.
- Oh, świetnie. Nie martw się Charlie, pracujemy nad tym, aby ci się polepszyło. – głos pani Mapil jest ostatnią rzeczą, jaką słyszymy, ponieważ kaseta zatrzymuje się. Spoglądam na nią zdezorientowana, tak samo jak Niall.
- Daj mi kastę. – szepczę ze złością. Niall naciska urządzenie z jednej strony i otwiera je, wręczają mi kasetę. Badam ją, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
- Dobra robota mamo. – mamroczę do siebie, zdumiona inteligencją mojej mamy. Jest wyraźnie widoczne, że usunęła połowę taśmy z prawej strony. Nie chciała, żeby ktoś usłyszał dalszą część więc ją usunęła.
- Co teraz zrobimy? – pyta Niall, a ja wstaję.
- Pójdziemy do pani Mapil. – mówię, a Niall wytrzeszcza na mnie oczy.
- Wiesz kto to jest? – pyta, a ja przytakuję głową.
- Jest tak mądra, jak była moja mama, nigdy mnie nie doceniała. – mówię. Nie rozpoznałam nazwiska Mapil, ponieważ jest to jej panieńskie nazwisko. Później, kiedy miałam 12 lat, wyszła za mąż.
Od tamtego czasu nie nazywałam jej pani Mapil.
- Wiesz, gdzie ona jest? Kim jest?
Biorę głęboki wdech i podnoszę magnetofon, przyciskając go do piersi.
- Jest moją terapeutką. Chodźmy.

___________________________________________________________
Jeśli przeczytałaś to proszę zostaw komentarz! :) 
~~
Mam dla Was świetną wiadomość! :D 
Haley, autorka Deception, zaaktualizowała dzisiaj swój status na wattpadzie. Napisała, że rozmawia o Deception z kilkoma wydawnictwami... I wygląda na to, że latem możemy spodziewać się oficjalnego ostatniego rozdziału! :D

DZIĘKUJĘ ZA PONAD 100.000 WYŚWIETLEŃ!
KOCHAM WAS! <3


czwartek, 1 maja 2014

40. Dom

2 tygodnie później
Wszystko, co przywiozłam do Londynu wpycham z powrotem do małej, niebieskiej torby podróżnej. Harry obserwuje mnie płomiennym wzrokiem, ale ja nie mam odwagi podnieść na niego swojego spojrzenia.
- Co jeśli ten sekret naprawdę został pochowany razem z twoją mamą? – pyta w końcu. Moja głowa strzela do góry, a na twarzy pojawia się frustracja.
- Nie mógł. Jeśli mój tata o nim wie, to mogę się założyć, że ktoś jeszcze go zna. – mamroczę, wkładając ostatnią rzecz do przedniej kieszeni torby. Zapinam ją z małym mruknięciem.
- Dlaczego nie możesz jechać ze mną? – pytam niewinnie, podnosząc się z ziemi.
- Charlotte, już o tym rozmawialiśmy. – Harry mruży na mnie oczy, a ja przewracam moimi i siadam na łóżku. Kładzie dłoń na moim udzie, ale ją strząsam.
- No nie bądź taka. – jęczy, a na mojej twarzy pojawia się łobuzerski uśmieszek.
- Boisz się, że jeśli wezmę cię do Portland to nie pozwolę ci wrócić z powrotem. To jest śmieszne! – wydymam wargi, a Harry się uśmiecha. Jednym, błyskawicznym ruchem przypiera mnie płasko do łóżka, a ja wpatruję się w jego oczy.
- Nie, nie boję się tego. Obydwoje zgodziliśmy się, że najlepiej będzie, jak pojedziesz tam sama, żeby naprawdę spróbować odkryć ten cholerny sekret. – mruży oczy. Przytakuję głową i podnoszę brodę, czekając na pocałunek.
Kiedy nie czuję jego ciepłych ust na moich, otwieram oczy i dąsam się.
- I? – mówi.
- I co? – zezuję na niego.
- Obiecałaś, że wrócisz za tydzień. Nieważne, czy poznasz ten sekret, czy nie. – szepcze.
- Wrócę. Nie chcę być nigdzie bez ciebie.
- To dobrze, bo przyjedziesz akurat na… - Harry przerywa w pół zdania, a jego oczy rozszerzają się. Siadam i patrzę na niego podejrzliwie.
- Na co? – pytam, jak niecierpliwe dziecko.
- Na… uh, cóż dostałem ofertę pracy na torach.
- Wyścigowych? – zagryzam wargę.
- Tak, coś w tym stylu. Będę po prostu pracował przy samochodach, ale to da mi szansę na pokazanie się. Może, jeśli im się spodobam, zasponsorują mnie i będę mógł…
- Zostać zawodnikiem. – kończę jego zdanie, a on przytakuje. Właściwie to nigdy nie myślałam o tym, że Harry rozważał wyścigi jako pracę.
Wiem, że to kocha.
- Marszczysz brwi. – oświadcza Harry.
- Nie. Myślę.
- Cóż, marszczysz brwi, kiedy myślisz.
- I? – odpowiadam.
- I nie podoba mi się to. O wiele bardziej wolę twój uśmiech. – uśmiecha się szeroko Harry, a ja się śmieję. Przyciąga mnie do siebie i moje usta w końcu łączą się z jego ustami. Czuję cierpki smak, dopiero co wypitej kawy, ale tak czy inaczej, mocno go całuję.
- Cały tydzień bez całowania. – mruczę w jego usta. Chichocze i przyciska swoje czoło do mojego.
- Twój lot jest za mniej niż godzinę. Naprawdę powinniśmy już iść. – mówi w końcu Harry. Grymaszę na jego słowa, ale wiem, że ma rację.
- I mam dla ciebie niespodziankę. – odzywa się, gdy idziemy w stronę drzwi.
- Mmm jaką?
Otwiera drzwi z szerokim uśmiechem, a ja wyglądam ponad balkonem. Wtedy to widzę.
- Camaro? Naprawiłeś go? – uśmiecham się, a on przytakuje głową, prowadząc mnie w dół po schodach.
- Wsiądę do tego samochodu, jeśli ty nie będziesz przekraczał prędkości, zgoda? – mrużę na niego oczy.
- Tak, tak. – śmieje się i wskakujemy do samochodu.
~~
Podróż jest krótsza, niż przewidywaliśmy. Patrzę tęsknie na Harry’ego, kiedy wyjmuje moją torbę z bagażnika.
- Tydzień. – mamrocze w moją skórę, przytulając mnie mocno.
- Tydzień. – powtarzam, bardziej do siebie, niż do niego. Unosi moją twarz ku górze i przytrzymuje ją w swoich dłoniach, jego oczy wwiercają się w moje.
- Kocham cię, Charlie Parker.
Czuję, jak wszystko we mnie rozpala się i to wcale nie dlatego, że stoimy w 30 stopniowym upale.
- Kocham cię, Harry. Kocham cię tak bardzo. – wyrzucam z siebie, a on przytula mnie, ściskając mocno.
Odsuwam się z bólem i odchodzę, zanim stwierdzę, że nie mogę tego zrobić. Idę prosto w kierunku wejścia do bramki B i obracam się. Posyłam Harry’emu mały uśmiech, a on macha mi na pożegnanie.
- Dobra Charlie, idziemy.  – szepczę do siebie, obracając się z powrotem.
Złowrogie przeczucie pojawia się w moim sercu i czuję, jak rośnie z każdym postawionym krokiem. Odwracam głowę jeszcze raz, żeby zobaczyć, że Camaro Harry’ego już zniknęło i krzywię się.
Część mnie zastanawia się, czy to wszystko naprawdę zajmie mi tylko jeden tydzień, a druga część zaczyna panikować. Co jeśli odkryję ten sekret i nie będę mogła wrócić?
Potrząsam głową.
Muszę to zrobić.
I z tą myślą idę prosto do odprawy bagażowej.
~~
Siedzę cierpliwie na swoim siedzeniu w samolocie, czekając, aż zapełni się reszta miejsc. Moja ostatnia podróż samolotem była inna… biorąc pod uwagę, że leciałam do Londynu, a nie opuszczałam go.
- Czy to miejsce jest wolne? – słyszę znajomy szept. Odrywam się od moich myśli i podnoszę wzrok. Małe sapnięcie opuszcza moje usta.
- Niall! – piszczę z przerażeniem połączonym z zaskoczeniem.
- Cześć, Charlotte.
- Mogę usiąść przy oknie? – pyta. Jestem zbyt zszokowana, żeby odpowiedzieć. Zamiast czekać na moją odpowiedź, Niall przeciska się koło mnie i zajmuje miejsce.
- Co ty tutaj robisz? – pytam, kiedy w końcu odnajduję w sobie zdolność mowy.
Boże, jeśli Harry wie, że on tu jest…
- Mam rodzinę w Portland. – kiwa głową Niall.
- Czy ty sobie ze mnie kurwa żartujesz Niall?! Śledzisz mnie! – oskarżam go, chowając twarz w dłoniach.
- Wiesz, co… W sumie to masz racje, Charlie. – przyznaje, po czym wybucha śmiechem. Wybucha śmiechem!
- Co jest takie zabawne? – burczę.
- Zwykliśmy być przyjaciółmi. – zaśmiał się.
Tak i zastanawiam się, kto to spieprzył.
- Poważnie Niall, dlaczego tu jesteś?
- Kilka tygodni temu wróciłem do szpitala tego samego wieczoru, kiedy to Harry próbował mnie zabić i ja…. Uh słyszałem jak rozmawiasz ze swoim tatą.
Na mojej twarzy z pewnością pojawia się furia.
- Chcę ci pomóc Charlie! Przysięgam, że tylko jako przyjaciel. Po prostu pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo.
- Nie potrzebuję pomocy. – krzyżuję ramiona.
- Cóż, szkoda. Jestem spłukanym człowiekiem, który ledwie mógł sobie pozwolić na bilet i chciałem jedynie twojego dobra. Więc, nie możesz mi odmówić. – prychnął. Sposób w jaki mówił o odmowie wydawał się dość osobliwy, jakby odczuwał załamanie przez wcześniejsze odrzucenie.
- Skąd wiedziałeś kiedy mam lot? To jest przerażające Niall!
- Pomógł mi tata Liama. Jego przyjaciel wyśledził kartę kredytową Harry’ego. –  Niall wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic.
Ale to z pewnością nie było NIC.
Wypuszczając głębokie westchnienie, opieram się z powrotem o mój fotel i zamykam oczy.
- Wierz lub nie, ale wiem jakie to uczucie, gdy ludzie ukrywają przed tobą pewne rzeczy. Po prostu chcę, żebyś dowiedziała się wszystkiego, czego chcesz, więc pragnę być przyjacielem tej samej Charlie, którą spotkałem w kawiarni.
- Ale Niall, ty tego nie rozumiesz, prawda? To nie byłam ja. A nie znając tego sekretu, nawet nie wiem, kim jestem teraz. To może być coś tak małego, że tylko wprawi mnie w zmieszanie, albo coś tak wielkiego, że zmieni moje życie. Nie wiem tego, ale z całą pewnością wiem, że Charlie, którą jestem teraz to Charlie, którą czuję, że znam najlepiej. A jeśli ty jej nie lubisz, nie powinieneś lecieć tym samolotem. – mamroczę, kiedy samolot zaczyna startować.
- Lubię ją. – ucina Niall, wpatrując się we mnie. Patrzę w te krystaliczne oczy i przytakuję głową.
Wiem, że lubisz, Niall.
Zamknęłam oczy, mając nadzieję zwyczajnie przespać jego obecność podczas lotu, ale klepie mnie w ramię.
- Co? – warczę. Oczy Nialla rozszerzają się, po czym wybucha śmiechem. Uśmiech formuje się na moich ustach i również się śmieję, prawdopodobnie przez moją szczególną gderliwość.
- Po prostu chcę ci powiedzieć, że to wszystko co się zdarzyło… nie zasłużyłaś na to. – szepcze, drapiąc się po głowie. Skręcam wargi i kiwam głową, znowu zamykając oczy.
Nie zasłużyłaś na to.’
Jego słowa w jakiś sposób odciążają mnie i zapadam w sen, zastanawiając się, co będzie, kiedy wylądujemy.
I co będzie, kiedy odkryję moją przeszłość.
~~
Nie przesypiam całej podróż tak, jakbym sobie tego życzyła. Śpię jedynie przez pięć godzin, a przez resztę lotu wysłuchuję gderania Nialla. Muszę przyznać, że miło jest z nim znowu rozmawiać, oczywiście w stosunkach czysto przyjacielskich. Po wszystkim, co się wydarzyło, potrzebuję przyjaciela.
Niall otwiera drzwi od taksówki, a ja wskakuję do środka, przesuwając się, żeby zrobić mu miejsce.
- Wciąż nie mogę uwierzyć że jesteś ze mną w Portland. – mamroczę w stronę zimnego okna. Niall śmieje się i wzrusza ramionami.
- Zawsze musisz oczekiwać nieoczekiwanego.
- Albo oczekiwać irytującego, irlandzkiego skrzata, który cię stalkuje. – mamroczę, a on żatrobliwie uderza mnie w ramię.
- Więc, gdzie jedziemy? – pyta Niall. Nie odpowiadam mu, zamiast tego przekazuję taksówkarzowi mój adres.
Jedyne miejsce, do którego mogę jechać to dom.
- Do mojego domu. Prześpimy się tam trochę i zaczniemy szukać naszego sekretu, zgoda? – pytam. Niall mierzy mnie wzrokiem i przytakuje głową. Kładzie dłoń na mojej, a ja ją ściskam.
Jego wsparcie.
To wszystko, czego od niego chcę. Nic więcej.
Docieramy na miejsce po jakiś 25 minutach i oboje jesteśmy wyczerpani. Otwieram drzwi i zagryzam od środka policzek, mając nadzieję, że nie spotkam mojego taty wcześniej, niż jutro rano.
- Charlie? – słyszę głos z kuchni.
Upuszczam moją torbę i biegnę pędem do kuchni.
- Dylan! – piszczę i wpadam prosto w jego ramiona. Mój brat, jak to mój brat, ledwo odwzajemnia mój uścisk i wydaje się być zaniepokojony.
- Jesteś w domu. – mówi, dźgając mnie w policzek.
- Na trochę. – mówię cicho i słyszę, jak Niall wchodzi przez frontowe drzwi.
- Przysięgam, jeśli przyprowadziłaś tu tego kolesia Harry’ego to zamierzam… - Dylan przerywa w połowie zdania i rusza w kierunku Nialla.
Niall wyciąga swoją dłoń do uścisku, ale Dylan ma inne intencje. Uderza go mocno pięścią w twarz, co odrzuca do tyłu zaskoczonego Nialla.
 - To za wypranie mózgu mojej siostry i za to, że trafiła przez ciebie do szpitala! – spluwa Dylan, a Niall potrząsa ze zdezorientowaniem głową.
- Nie! Dylan! To nie Harry! – krzyczę, a Daylan odwraca się, zwracając twarz w moją stronę.
- Więc, kto to kurwa jest?
- To mój przyjaciel. Niall. – zagryzam wargę.
Niall słabo macha dłonią, a Dylan przeczesuje ręką włosy.
- Przepraszam stary, myślałem, że jesteś…
- Harry’m. – kończy za niego Niall.
- Tak, znasz tego punka? – prycha Dylan.
- Ta. – odpowiada Niall, spoglądając na mnie.
- Tata wszystko mi opowiedział, Charlie. – odwraca się z powrotem do mnie. Moje oczy delikatnie się rozszerzają i brakuje mi słów.
- Próbowałam ją ochronić. – wypalam. Twarz Dylana nie zmienia się na moje słowa.
- Wiem. Wiem. – szepcze, biorąc mnie w ramiona.
- Nie jesteś moim prawdziwym bratem, prawda? Jeśli Anthony nie jest moim biologicznym ojcem to ty nie możesz być moim prawdziwym bratem. – szepczę w jego klatkę piersiową. Jego ciało nieruchomieje i w tym momencie wiem, że wiedział przez cały czas. Wiedział wszystko.
- Nie. Masz rację. Nie jestem. Evelyn nie była moją mamą. Miałem 4 lata, kiedy tata ją poślubił. – wzrusza ramionami.
- To oni ci powiedzieli?
- Nie… Dopiero kilka tygodni tata mi o tym powiedział. Ale wiedziałem. Ty i Ellie nie widziałyście poza sobą świata… Zawsze wiedziałem gdzieś w środku.
- Wciąż jesteś moim starszym bratem, nieważne, czy biologicznym, czy nie. – wpatruję się w niego,  a on kiwa głową, biorąc mnie z powrotem w uścisk.
- Powinnaś odpocząć. Tata codziennie wraca do domu około 24. Nie wiem, gdzie chodzi, ale jeśli nie chcesz, żeby wiedział, że przyjechałaś powinnaś iść na górę.
Kiwam głową i dziękuję mu, pozwalając mu wrócić do oglądania filmu.
Łapię mrożonkę dla policzka Nialla, po czym idę na górę, a Niall podąża za mną. Prowadzę go do pokoju dla gości i podaję mu zmrożone opakowanie.
Kręci głową, a ja przewracam oczami.
- Policzek ci puchnie Niall, musisz przyłożyć do niego coś zimnego!
- Nie, nie dopóki ty tego nie zrobisz. – uśmiecha się szeroko.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. – mamroczę i siadam obok niego na łóżku, przyciskając szorstko mrożonkę do jego policzka. Krzywi się, a potem wybucha śmiechem.
- Jeśli będziemy mieć szczęście to śnieg spadnie jeszcze w tym tygodniu. – mamroczę niezręcznie, a Niall przytakuje. Nagły odgłos dzwonka jego telefonu sprawia, że zabieram lód od jego policzka. Wygrzebuje go ze swojej kieszeni i przez chwilę wpatruje się w numer na ekranie.
- Kto to? – pytam cicho, pochylając się w jego stronę.
- Nie mam zapisanego tego numeru. – mamrocze.
- Zamierzasz odebrać? – szepczę, a on patrzy na mnie.
- Ty to zrób.
- Ja? Dlaczego?
- Nie wiem! Po prostu odbierz. – Niall wpycha mi telefon do ręki. Podnoszę go do ucha i nasłuchuję, ale nic nie słyszę.
- Halo? – w końcu nerwowo odzywam się do słuchawki.
- Oh idealnie, że akurat odbiera osoba, z którą chciałem rozmawiać. Osoba, która przebywa z Niallem, bez zapytania mnie o zdanie. Osoba, dla której wygadywanie bredni jest proste jak bułka z masłem. Cześć Charlie, jak się masz, kochanie? – słyszę głos po drugiej stronie linii i moje serce zamiera. Jego słowa są trochę niewyraźne przez chichot, który im towarzyszy, co nie zwiastuje niczego dobrego. Jego głos wydaje się grubszy i bardziej wściekły, niż był rano.
- Harry? – przełykam ślinę.

____________________________________________________________
Jeśli przeczytałaś to proszę zostaw komentarz! :) 
~~
Pozdrawiam tych, którzy myśleli, że wszystko powoli zaczyna się układać! :D

niedziela, 27 kwietnia 2014

39. Bez końca

- Harry nie! Przestań! – krzyczę. Ale Harry nie zawraca sobie głowy słuchaniem mnie, uderzając pięścią w prawe oko Nialla. Anne wypuszcza przeraźliwy krzyk zza naszych pleców, a ja zakrywam oczy.
Wiem, że nic ich nie zatrzyma… ponieważ nie walczą o mnie.
Walczą o Julię.
Anne robi kilka kroków w przód, kiedy Niall uderza Harry’ego w brodę, ale ja potrząsam na nią głową.
- Nie przestaną. – mówię, a ona wybiega z sali, aby złapać lekarza.
- Proszę. – skamlę, siadając na łóżku, ale przed sobą widzę coś w stylu walki zapaśników.
Harry zaciska ramię na szyi Nialla, podnosząc go do góry.
- Co jest ze mną nie tak, Niall? Tak bardzo mnie nienawidzisz, że musisz zabierać mi moje cholerne szczęście? Jesteś żałosną wymówką człowieka. – warczy Harry, rzucając Niallem o podłogę. Niall szybko się rewanżuje, kopiąc w bok Harry’ego, który wydaje jęk i upada, dając Niallowi szansę na podniesienie się z ziemi.
- Nie, Harry. – Niall kręci głową, patrząc w dół na chłopaka z kręconymi włosami leżącego na zimnych płytkach.
- To ja tu jestem bohaterem, a ty czarnym charakterem. Nie kochasz jej, tak jak nie kochałeś Julii. Nie powinno się ranić tych, których się kocha. – dyszy Niall. W oczach Harry’ego zapala się ogień. Szybko się podnosi i uderza Niallem w ścianę, przyciskając go do niej. Kiedy słyszę echo uderzenia, czym prędzej podnoszę się z łóżka.
- Harry! – krzyczę, ale nie słucha. Unika moich oczu.
- Ona nie wie jakim potworem jesteś; co zrobiłeś tamtym dziewczynom. – Niall dławi się, a ja obserwuję, jak Harry wzmacnia swój uścisk na jego szyi.
Zamierza go zabić. Zamierza zabić Nialla.
Gdzie do cholery są lekarze?
- Harry! – krzyczę ponownie, tym razem z paniką w głosie, widząc jak twarz Nialla przybiera specyficzny odcień purpury.
Wpadam na jedyną rzecz, która może go uspokoić.
- Harry, wybaczam ci. Cokolwiek zrobiłeś, wybaczam ci. – szepczę tak, aby mnie usłyszał. Obserwuję z grozą, jak jego ciało nieruchomieje, a Niall ześlizguje się na ziemię. Obraca się, aby spojrzeć mi w oczy. W jego własnych widzę łzy.
Nie obchodzi mnie jakim jest potworem.
Bo jest moim potworem.
Nie ma w sobie tylko mroku. Otacza go też światło i czystość, cechy, które pokazuje znajdując się w moim pobliżu. Znam go.
I wiem, że go kocham.
- Charlotte… - mówi na wydechu, a jego nozdrza wciąż drgają.
Wpatruje się we mnie intensywnym spojrzeniem, jakby nie wierzył w słowa, które przed chwilą wydostały się z moich ust.
Wtedy drzwi praktycznie wylatują z zawiasów i dwóch ochroniarzy wraz z chirurgiem wpadają do środka.
- Zabierzcie go z powrotem do jego sali, nie powinien wychodzić z łóżka. – warczy lekarz, mrużąc na mnie oczy. Później jego spojrzenie spoczywa na Niallu, który powoli pociera swój kark, siedząc na podłodze.
- Niech pani posprząta swój bałagan, pani Parker. – wzdycha, opuszczając pomieszczenie.
Szybko klękam przy Niallu i unoszę jego głowę.
- Nic ci nie jest? – szepczę. Przewraca oczami i wstaje, jakby nic się nie wydarzyło.
Idzie prosto do drzwi, nie odwracając się do mnie, dopóki jego ręka nie znajduje się na klamce.
- Wiesz Charlie… - mówi cicho, zwracając twarz w moją stronę.
Przełykam strach, który mnie ogarnia. Niall potrząsa głową, całkowicie obracając się w moją stronę.
- Po prostu pamiętaj, że miałem rację, kiedy on cię skrzywdzi. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
- Nie skrzywdzi mnie. – wypalam, a Niall się śmieje.
- Nie możesz naprawić wszystkich Charlie. Niektórzy ludzie są zbyt zainfekowani trucizną. A ty możesz się nią zadławić. Zaufaj mi.
- Pomyślałeś kiedykolwiek, że sam umieściłeś tam trochę tej trucizny? Pomyślałeś o tym? – piorunuję go wzrokiem. Twarz Nialla tężeje.
- Ten świat ma zarówno bohaterów jak i czarne charaktery, Charlotte.
Nie nazywaj mnie tak.
- Żegnaj Niall. – prycham poirytowana. Patrzy na mnie przez długi moment i kiwa głową.
- Powodzenia Charlotte. – szepcze i później znika, niczym wiatr.
~~
Harry śpi od dwóch dni, dzięki uprzejmości znieczulenia, albo może powinnam powiedzieć przymusowemu wstrzyknięciu go w jego żyły po ataku na Nialla. Szpital nie tylko myśli, że jest zagrażającym innym szaleńcem, ale również traktuje go jakby nie był przy zdrowych zmysłach.
Odwiedzałam go, kiedy spał, trzymając go za rękę. Chciałam, żeby otaczało mnie jego ciepło. Chciałam, żeby się obudził, abym mogła wpatrywać się w jego zielone, jak puszcza oczy.
Chciałam jego.
Obecnie podpisuję papiery, zwalniające mnie ze szpitala, których kopia zostanie przesłana do mojego taty.
Zastanawiam się, jak mają się on i Dylan. Zastanawiam się, czy wiedzą o mamie. Wiem, ze następnym krokiem w mojej historii będzie powrót… tak samo jak wiem, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż wrócę do Portland samotnie.
Ta myśl sprawia, że czuję ból w sercu, więc natychmiast odsuwam ją od siebie.
Kiedy kończę z papierami, idę korytarzem do sali Harry’ego. Chcę tam być, kiedy się obudzi, aby opanować jego ewentualną wściekłość
Kiedy docieram na miejsce, moje oczy natychmiast zwężają się na widok pustego łóżka.
Nie….
W panice wybiegam z sali. Gdzie mógł pójść? Co jeśli ktoś go dopadł? Co jeśli jeden z ludzi Gary’ego przyszedł i porwał go podczas snu?
W mojej głowie roi się od takich myśli. Próbuję je zablokować, ale są zbyt głośne. I przerażające.
Biegnę z powrotem do gabinetu pielęgniarek i przerywam im rozmowę telefoniczną.
- Harry. Harry Styles. – mówię na wydechu. – Gdzie poszedł? – szepczę. Pielęgniarka przewraca oczami i wręcza mi różowy, klejący się liścik.
Charlotte,
Przyjdź do pokoju 401. Jest na ostatnim piętrze i myślę, że ci się spodoba. Weź ze sobą swoje usta. Tęsknię za nimi.
Harry.
Czuję trzepotanie serca, kiedy przyciskam liścik do piersi. Mamroczę krótkie dziękuję do dość niegrzecznej pielęgniarki i truchtam korytarzem w stronę windy.
Wciskam piętro 12 i nucę cicho, kiedy winda jedzie do góry. Kiedy w końcu docieram na miejsce, rozglądam się zdezorientowana. To nie jest normalny korytarz szpitalny. Wydaje się, że jest to magazyn, wielki jak sala balowa.
Pokój 401.
Gdzie on jest?
Obracam się powoli w kierunku drzwi podpisanych literką P. To może oznacza ‘pokój’. Idę  ich stronę, ściskając liścik i skręcając usta.
Zatrzymuję się w połowie drogi. Odwracam się z głową przechyloną na bok i słucham. Słyszę znajome dźwięki fortepianu, niską, stałą i smutną melodię. Prawdopodobnie pochodzą zza tajemniczych drzwi ‘P’. Wracam z powrotem na środek pokoju, słuchając fortepianu. Słyszę melodię po mojej lewej stronie, więc popycham najbliższe drzwi i schodzę schodami w dół, kontynuując wędrówkę dopóki nie uderzam w coś, co wygląda jak dwa szczebelki.
Dźwięki są teraz głośniejsze, mogę usłyszeć je przez puste ściany. Naprzeciwko mnie znajdują się zwykłe, białe drzwi i za nimi musi być fortepian.
To jest jak ukryte piętro szpitala, które nawet nie wydaje się być już jego częścią. Zwyczajny magazyn. Jak Harry go znalazł?
Otwieram drzwi i wchodzę do ogromnego, pustego pokoju. W środku są kanapy, stoły, stare telewizory i kilka komputerów. Idę dalej, dotykając dłonią jasnobeżowej kanapy i obserwując jak kurz osiada na moim palcu. Wszystko jest zakurzone, stare i wygląda jakby nie było dotykane od lat. Zafascynowana klimatem tajemniczego pomieszczenia, prawie zapominam o dźwiękach fortepianu, które mnie otaczają. Odchodzę od beżowej kanapy i mijam stertę kartonów. Odgłos staje się coraz głośniejszy z każdym postawionym krokiem i w końcu docieram do celu.
Jest piękny. Widzę burzę loków Harry’eo, który zwrócony jest do mnie plecami i nuci piosenkę, którą gra. Jest to melodia, której nigdy wcześniej nie słyszałam, ale jestem nią zafascynowana.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. – szepczę, a Harry się obraca.
- Wiedziałem, że mnie znajdziesz. – uśmiecha się łobuzersko i wstaje, ale ja szybko kręcę głową.
- Proszę, graj dalej. Tęsknię za dźwiękami pianina. – a za graniem tęsknię jeszcze bardziej.
- Tylko, jeśli usiądziesz obok mnie. – uśmiecha się szeroko Harry, wciąż ubrany w szpitalną piżamę.
Z wahaniem robię krok w przód. Wiem, że grałam z Niallem na scenie, ale to wcale nie sprawia, że chcę zagrać ponownie teraz.
- Nie zmuszę cię do grania, przysięgam. Chyba, że będziesz tego chciała. – prosi Harry, a ja kiwam głową, podchodząc do ławki.
To przerażające, że Harry tyle o mnie wie. Jestem pewna, że potrafi wyczuć moją niezręczną postawę, gdy znajduję się w pobliżu fortepianu, ale nie wie, co jest jej przyczyną. Ponieważ nigdy nie powiedziałam tego głośno.
A to jedynie sprawia, że chcę mu o tym opowiedzieć.
Nie mogę wytłumaczyć tego uczucia. Dlaczego chcę, żeby poznał moje mroczne sekrety? Dlaczego ufam, że nie będzie mnie osądzał?
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Nie mam pojęcia, co się zmieniło odkąd przybyłam do Londynu. Wiem, że miałam niebieski płomień, ledwo tlący się w moim sercu, ale odkąd spotkałam Harry’ego zamienił się on we wściekle czerwony ogień. Rozpalił się całkowicie i nie dało się go ugasić.
Siadam obok Harry’ego, a on zaczyna ponownie grać, tak jak obiecał. Zamykam oczy i słucham melodii, absolutnego piękna dźwięków fortepianu. Sposób w jaki można do nich zanucić, przypomina mi ptaki ćwierkające do uszu.
- Podoba ci się? – Harry posyła mi uśmiech, a ja otwieram oczy.
- Powinieneś mi też zaśpiewać. – puszczam mu oczko, a Harry się śmieje.
- Kusisz los, Parker. – przewraca oczami, a ja tulę się do zagłębienia w jego szyi.
Gwałtownie się wzdryga, a ja odskakuję. Jego oczy są zamknięte z bólu.
- Ramię. – mamrocze.
Cholera.
- Przepraszam, nie chciałam…
Ale jego usta zamykają moje, zanim zdążę dokończyć zdanie.
- Wiem. – szepcze, ciągnąc delikatnie za moją dolną wargę.
- Szkoda, że przerwano nam w domku w lesie. – mówi, a ja czuję rosnącą dziurę w brzuchu.
- Mmm, racja. Nigdy nie mieliśmy okazji dokończyć jedzenia naszych pianek, nieprawdaż?  - śmieję się, a Harry opiera swoje czoło o moje.
- Ale teraz nikt już nam nie przerwie. – uśmiecha się i składa na moich ustach leniwy pocałunek. Odsuwam się, patrząc przez chwilę w jego oczy.
- Harry. – szepczę, a on marszczy brwi.
- Co? Co się stało? – pyta natychmiast.
- Nic... Po prostu… Wrócisz ze mną go Ameryki? – pytam wprost, zagryzając moją wargę tak mocno, że mogę poczuć słony smak mojej własnej krwi w buzi.
- Wracasz z powrotem? – pyta zdezorientowany Harry.
- Tak. Tęsknię za moim tatą i bratem.
- Hmpph. – prycha Harry.
- Nie możesz tu zostać? Ze mną? – pyta i słyszę zgrzyty w jego głosie.
To nie jest to, co planowałam.
- Może powinniśmy porozmawiać o tym później. – wzdycham, a Harry powoli przytakuje mi głową.
- Chcę z tobą porozmawiać o rzeczach, które usłyszałaś… tych, o których mówił Niall. – odzywa się, a ja wznoszę oczy ku sufitowi.
Otaczam swoimi dłońmi jego dłonie, a on wypuszcza niepewny oddech.
- Nie teraz. Nie musisz robić tego teraz, ponieważ rozumiem to. Nie wiem jak, ale rozumiem.
- Nie chcę, żebyś myślała, że jestem potworem. – Harry kręci głową.
- Harry… - próbuję mu przerwać, ale kontynuuje.
- Robiłem okropne rzeczy Charlie. A najgorszą częścią jest to, że w tamtym okresie mojego życia, podobało mi się one. Lubiłem robić te wszystkie złe rzeczy, dopóki nie spotkałem ciebie. Dopóki mnie nie oczyściłaś. Jesteś aniołem, który przeszedł tu z nieba Charlie i…
- Harry, po prostu się zamknij i pocałuj mnie. – przerywam mu. Podnosi twarz, a jego oczy jaśnieją, kiedy przyciska swoje usta do moich. Powoli znajduję rytm z jego językiem i zatracam się w uczuciu jego ust przylegających do moich.
~~
Schodzimy z powrotem po schodach i odprowadzam Harry’ego do jego sali. Kiedy wchodzimy do środka, natychmiast wyczuwam kogoś obecność i moje ciało napina się.
Przy łóżku Harry’ego stoi mężczyzna, a ja ściskam mocniej dłoń Harry’ego. Kiedy w końcu podnosi wzrok, czuję jak ulatuje ze mnie powietrze.
- Tata? – szepczę.
Harry puszcza mnie i biegnę do mojego taty, obejmując rękoma jego szyję.
- O mój boże! Jesteś tutaj! – mówię cicho, gdy klepie mnie po plecach. Odsuwa się z poważnym wyrazem twarzy i patrzy mi w oczy.
O cholera.
- Z Dylanem wszystko w porządku? – pytam, a mój tata przytakuje głową.
- Powinnaś zadzwonić Charlie. Mogłem ocalić twoją mamę. – kipi ze złości, jego oczy są tak mroczne, że już dłużej ich nie rozpoznaję. Harry podchodzi bliżej, a mój tata przenosi wzrok na niego.
- Powinnam zadzwonić? Racja. Oczywiście, że powinnam zadzwonić, kiedy byłam ścigana przez każdą minutę mojego pobytu tutaj! – krzyczę. Czuję oddalającą się obecność Harry’ego. Wiem, że z szacunku do mnie, zostawia mnie samą z tą rozmową.
- Jesteś tak wściekły, bo uciekłam, kiedy ty naprawdę myślałeś, że zostałam porwana. Ty i mama zlekceważyliście powiedzenie mi o wszystkim. – szepczę, a w jego oczach pojawia się odcień innego koloru.
- Wiem, że wiesz. – mówi głębokim głosem.
- O tym, że nie jesteś moim ojcem? – pytam. Jestem wściekła, ale nie na niego. Nie mogę być wściekła na jedynego członka rodziny, który mi pozostał.
- Zrobiliśmy to, żeby cię chronić.
- Rozumiem.
- Daleko nas doprowadziła ta ochrona, co? – dodaję szeptem, patrząc w podłogę.
- Umarła, aby ochronić ciebie, prawda? Od początku to przewidywała. – mówi, a jego oczy wypełnione są łzami.
- Nie waż się tak mówić. Nie umarła, żeby ochronić mnie. Umarła, aby ochronić swój mały sekret. – szepczę, czując jak przepełnia mnie złość.
- Zrobiłbym to samo. – przerywa mi z morderczym wzrokiem.
- Jeśli mnie kochasz, powiesz mi, o co chodzi. – mówię cicho, ale mój tata tylko zamyka oczy.
- To mogłoby cię zniszczyć Charlie. Nie mogę pozwolić, żeby to się stało.
Jego słowa mnie szokują, ale przede wszystkim ranią.
Ten sekret jest większy, niż przypuszczałam. I im bardziej odsuwam go od siebie, tym bardziej on tu jest… i krąży naokoło mnie.
- Zamierzam dowiedzieć się o co chodzi. Nie pozostawiasz mi wyboru. – mówię, a mój tata kręci głową.
- Proszę Charlie. Twoja mama cię kochała. Zostaw to. Możemy wrócić do domu, zadośćuczynić i ruszyć dalej. – odzywa się błagalnie, ale ja odwracam od niego wzrok.
- Prawdziwy ojciec nie potrzebuje pokrewieństwa krwi. – mówię, a on spogląda na mnie. - Ale prawdziwy ojciec kocha swoją córkę. A jeśli ty mnie kochasz, opowiesz mi o wszystkim.
- Charlie… - zaczyna.
- Wystarczy! Wiem. Wiem, że tego nie zrobisz. Ale dowiem się tego, albo umrę próbując.
- Wracaj do domu tato. – dodaję.
- Charlotte…
- Wracaj do domu! – krzyczę, upadając na kolana. Mój tata wyświadcza mi przysługę, mijając  mnie, kiedy pozwalam płynąć swoim łzom.
Wiem, że ten sekret będzie prześladować mnie bez końca, do dnia, w którym go nie rozszyfruję.
I zrobię to.
Oh, zrobię.

____________________________________________________________
Jeśli przeczytałaś to proszę zostaw komentarz! :)
http://ask.fm/deception_pl 
~~
Tak, Deception powoli się kończy, ma 42 rozdziały + zakończenie i niestety nie ma drugiej części.